10 Notes from my Tokyo Trip
- Milka Solnica
- 19 sty 2020
- 3 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 17 cze 2020
Kilka spostrzeżeń z naszej noworocznej podroży do Tokio:
1. Lotniska w Japonii to jedna wielka rozgrywka w "Where is Waldo?"! Znalezienie odpowiedniego okienka do odpraw to przygoda sama w sobie - nie wystarczy znaleźć stanowiska odpowiedniej linii lotniczej... o nieee...Odprawy międzynarodowe z przesiadką w Sapporo są przy stoisku 26 ale już z przesiadką w Osace przy stanowisku 56... i weź tu bądź mądry i ogarnij to...
Na szczęście ponad połowa pracowników lotniska to stażystki, których jedyną pracą jest chodzenie po lotnisku wykrzykując nazwy miast docelowych i upewnianie się, że turyści tacy jak my, stoją w odpowiednich kolejkach. Mimo, to nie udało nam się przejść żadnej odprawy w Japonii bez spędzenia przynajmniej 20 min w złej kolejce.
2. Maseczki. Nie wiem o co chodzi z maseczkami, ale można było je kupić wszędzie, we wszystkich rozmiarach i kolorach. Niektórzy nosili, inni nie. Nie doszukałam się jakiejś generalnej zasady rządzącej maseczkami
3. Japończycy albo są najbardziej zapracowanym narodem na naszej planecie albo nauczyli się zaginać czasoprzestrzeń! Nie widzę innego wytłumaczenia dla ich godzin pracy.
4. Tokio wyobrażałam sobie jako niesamowicie zaawansowane technologicznie miasto, gdzie technologiczne nowinki witać mnie będą na każdym kroku. Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje wyobrażenia - najbardziej zaawansowana technologicznie była toaleta. Nie dość, że człowiek spędzał dobre kilka minut na wykombinowaniu jak się spuszcza wodę, to jeszcze dodatkowo ryzykował, że przez przypadek zafunduje sobie lewatywę o sile wodospadu Niagara, a na pocieszenie dostawał zsyntetyzowany dźwięk szumiącego strumyka w celu zagłuszenie tego intelektualnego procesu jaki odbywał się w kabinie. Toalety w naszym hotelu do końca pobytu nie udało nam się w pełni rozgryźć. W dniu naszego przyjazdu była temperatury pokojowej i z każdym dniem stawała się coraz cieplejsza, aż na sam koniec trudno było na niej wysiedzieć. Nadal nie wiemy dlaczego...
5. Skoro już jesteśmy przy technologicznych osiągnięciach Kraju Kwitnącej Wiśni, to należy wspomnieć, że ponad połowa prac, które u nas wykonują maszyny tam jest pracą, która komuś zajmuje 8h życia. Pan, który robi za trójkąt ostrzegawczy, pani, która otwiera szlaban... Pierwszą nagrodę otrzymuje jednak Pan, który siedział za ścianą z biletomatami i w sytuacji, gdy ktoś nie wiedział jak je obsłużyć uchylał jeden z paneli, wynurzał się ze ściany i mówił co trzeba nacisnąć... Creepy!
6. Japończycy zachowują się jakby koncepcja kradzieży była im całkowicie obca. Podczas, gdy turyści mają swoje bagaże i torby zawsze na oku, tokijczycy odznaczają się w tym temacie niesamowitym luzem. Poniższą książkę znaleźliśmy na straganie z używanymi książkami w drodze do Senso-ji. Leżała na jednym z wielu stosów podobnych jej książek przy samym chodniku. Właściciel straganu tak był zajęty utwierdzaniem japońskiego etosu pracy, że nigdzie go nie było widać. Zwróciła naszą uwagę ze względu na oryginalne wykończenie i ilustracje. Zgadnijcie ile to leżące bez opieki cudo kosztowało? ... ...
Jedyne 27 tys. PLN!!!
7. Tokio jest miastem idealnym na zakupy! Nie da się przebić ilości sklepów, które tutaj można znaleźć - włączając w to dziesięciopiętrowe centra handlowe z wypełnione gadgetami z różnych anime. Jednakże... w ogromie tego zakupowego szaleństwa kryje się ZŁO: sklepy Tax Free! Nieświadomie, pełna pozytywnej energii wstąpiłam do takowego przybytku, napakowałam koszyk towarami za dobre 10 tys Yenów i ruszyłam do kasy. Pytanie o paszport było zastanawiające... Fakt, że musiałam podać datę urodzenia przy kasie conajmniej dziwny, ale nic nie przygotowało mnie na zdradziecki finał! Moje zakupy zostały zapieczętowane i nie mogłam ich otworzyć, aż do wyjazdu! HAŃBA!! :(
8. Przed wizytą w Tokio ekscytowałam się możliwością wizyty w Cat Cafe i różnych jej permutacjach. Po wizycie już nigdy moja noga w nich nie postanie i każdemu, komu mogę odradzę wizytę w tych kawiarniach. Odwiedziliśmy dwie. Pierwsza z mini Shiba Inu nie była jeszcze taka zła - pieski były widocznie zmęczone zainteresowaniem wokół nich, ale miały możliwość odpoczęcia w pomieszczeniu do którego turyści wstępu nie mieli. Druga, zdecydowanie gorsza, to kawiarnia z sowami. Już na wejściu kazano nam podpisać oświadczenie, że nie będziemy przebywając w środku krytykować tego miejsca, najgorsze było jednak dopiero przed nami. Małe, mroczne pomieszczenie z dudniącą z głośników ścieżką dźwiękową do filmu i drapieżne ptaki tak nafaszerowane prochami, że zupełnie nie kontaktowały. Szeroko otwarte oczy i zero reakcji na głaskanie przez odwiedzających. Nie wytrzymaliśmy. Po dwóch minutach wyszliśmy. Jeżeli będziecie mieli okazje odwiedzić Tokio, to proszę omijajcie te miejsca szerokim łukiem!
9. 4 dni... 4 dni podczas których muzyczka z wszechobecnego Vanilla Bus wżarła nam się w mózgi i zamieniła w podśpiewujące "vanilla... vanilla..." zombie. Nie da się zwiedzając Tokio uniknąć spotkania z tym rozśpiewanym autobusem. Róźowy, ze śpiewającymi anime dziewczynkami na boku przywołuje skojarzenia z salonem z grami czy lokalną kawiarnią. Nic bardziej mylnego, ten niewinnie wyglądający autobus reklamuje portal rekrutacyjny dla pracowników sex branży.
... a my chodziliśmy po mieście podśpiewując tą piosenkę przez 4 dni... <facepalm!>
10. Wszystkie, ale to WSZYSTKIE światła w Japonii zapalane są pociągnięciem za sznureczek. Nie było by to aż tak dziwne gdyby nie to, że ta wyższa technologia obejmuje światła w metrze, wyjścia ewakuacyjne i oznaczenia świetlne. Ktoś ma fajną pracę z zapalaniem tego wszystkiego...
Commentaires